KSIĘGA ANEGDOT

NIETYPOWA KSIĘGA ANEGDOT

Wyobraźmy sobie stereotypową księgę anegdot: opasłe dzieło mieszczące setki, krocie, miriady zabawnych historyjek z życia sławnych ludzi. Każde zdarzenie podane bezosobowo, bez zbędnych komentarzy – aby wyeksponować moc anegdotycznej pointy. Zbiór może być podzielony na konwencjonalne rozdziały. Wskazana skóropodobna, twarda oprawa, ze złoceniami i stylizowanym liternictwem. Coś w rodzaju „1000 anegdot o wielkich ludziach” C. Korzeniowskiego. Diametralnie odmienną koncepcję takiej anegdoty zaserwował w swojej „Księdze anegdot” WOJCIECH WIERCIOCH – znany mistrz aforyzmu, zdeklarowany postmodernista, orędownik antropozofii, redaktor naczelny periodyku „Futurum”. Kluczem porządkującym całość uczynił szereg ogólnych haseł (np. alkohol, bogactwo, czas, dobro, egoizm, felieton, gest, hołd… zazdrość), wokół których pogrupował anegdoty, złote myśli, dewizy życiowe, i opatrzył to wszystko dowcipnym, inteligentnym, niekiedy autobiograficznym komentarzem. Oto drobny przykład spod szyldu „Antyfeminizm”: Niektórzy mężczyźni są mizantropami: nie lubią ludzi. Niektórzy z nich jednak doskonalą swój charakter do momentu, aż będą w stanie zaakceptować pięćdziesiąt procent rodzaju ludzkiego. Tak oto stają się antyfeministami… Ktoś mówił o Eurypidesie, że jest wrogiem kobiet. Na to Sofokles: – Ale nie w łóżku. (str. 17, 18) Właśnie dostatek odautorskich omówień, suto faszerowanych wyczytanymi gdzieś mądrościami lub wymyślonymi przez siebie paradoksami [np. „Wiara przenosi góry (ale nie potrafi transportować dolin)”, s.231], stanowi meritum oryginalności tej koniunkturalnej publikacji. Zatem to może być niezbędnym atutem, zapewniającym książce powodzenie wśród obfitości konkurencyjnych propozycji na rynku wydawniczym. Wszak dzisiaj ukazuje się mnóstwo, mniej lub bardziej wymyślnych, kompilacji aforyzmów, anegdot, dykteryjek czy dowcipów. Niestety, dominuje odwieczny model… Natomiast lektura „Księgi anegdot” Wojciecha Wierciocha przywołuje na myśl słynne dzieła Waldemara Łysiaka, dajmy na to „MW” czy „Wyspy bezludne” – będące de facto melanżem autorskich refleksji i konstatacji z dorobkiem myślowym sławnych pisarzy, wielkich filozofów, największych kpiarzy, genialnych artystów. Nie jest to fałszywy trop, skoro sam Wiercioch pisze pod hasłem „Długopis”: A ja sobie powieszę zdjęcie Napoleona (i jego generała – Waldemara Łysiaka) i napiszę: „Co on rozpoczął piórem, ja dokończę długopisem”. Akurat zacytowanym fragmentem dotknęliśmy tutaj jedynej pretensjonalnej strony indywidualnych komentarzy. Mianowicie, wycieczki autopersonalne Wojciecha Wierciocha zbyt nachalnie eksponują jego wielkość (czego przykłady znajdujemy na str. 24, 53, 174, 236). A’ propos: „W sprawie smaku można nie mieć dobrego smaku” (str. 199). Wprawdzie krakowskiemu mistrzowi paradoksu przychodzi w sukurs sam Stanisław J. Lec („Człowiek, który jest geniuszem, a nie wie o tym – nie jest nim chyba”), ale czy zneutralizuje to wrażenie przesadnej nonszalancji? Gwoli ścisłości trzeba przyznać, że w niektórych przypadkach autoprezentacja implikuje trafione powiązania. Świadczy o tym znakomite wierciochowskie haiku: „Dąb”: Kilka listków… w cieniu pokrzywy… wyrasta pomnik… (str. 86) Ewidentnym faktem staje się tedyż gatunkowa niejednorodność „Księgi anegdot”: klasyczne powiastki przeplatane są koanami, objaśnieniami – kondensowane mnożącymi się nawiasami i wtrąceniami, sentencjami, antytezami czy maksymami, tu i ówdzie zdarzy się trywialny dowcip. Strona formalna przedsięwzięcia determinuje łatwo rozpoznawalną stylistykę, która najlepiej rekomenduje pożądany indywidualizm twórczy. Zdecydowanie na korzyść książki przemawia także rozpiętość horyzontu intelektualnego od chrześcijaństwa po buddyzm zen, od neopozytywizmu po antropozofie, od wątków psychologicznych po zagadnienia metaliterackie. Po raz kolejny Wojciech Wiercioch, PROWOKACYJNIE wiercąc w kulturowej schedzie poprzednich generacji, odsłania przed nami oblicze nietuzinkowego erudyty, kreatywnego znawcy, kogoś obeznanego z arkanami filozofii i sztuki, oczytanego w klasyce literatury oraz kropiącego na lewo i prawo własnymi konceptami. To w końcu musiało przynieść sukces.

Wojciech Wiercioch: Księga anegdot, Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 2005, ss. 256

STANISŁAW CHYCZYŃSKI

 

O MNIE

W.W.Wiercioch – lekarz, pisarz, filozof, satyryk, copywriter, działacz kulturalny, polityk. Autor dziesięciu książek (np. Księga anegdot). Laureat wielu konkursów literackich. Jest aforystą, historykiem i teoretykiem aforyzmu; jego fraszki i sentencje zostały zamieszczone w wielu antologiach (m.in.: Aforyzmy polskie; Księga aforystyki polskiej XXI wieku; Wielka księga myśli polskiej; Z fraszką przez stulecia). Uwielbia prowokacje intelektualne i demaskowanie kretynokrytyków. Fascynuje go ezoteryka, memetyka i cybernetyka. =================================================================== AFORYZMY: Czytelnicy stają się niepoczytalni, a pisarze – nieczytelni. /// Wierz w cuda, ale nie ufaj cudotwórcom. /// Cud jest dowcipem Boga. /// Skostniały charakter nie zwiotczeje w salonie masażu lirycznego. /// Niebezpieczni są jedynie ci wolnomyśliciele, którzy wolno myślą. /// Szatan nigdy nie traci wiary… w niewierność. /// Historia: gabinet figur wo(j)skowych. /// Ostatni cymbał może grać pierwsze skrzypce. /// Obojętność może być – jak palec – serdeczna lub wskazująca. /// Dobre imię nie zawsze pasuje do wyrobionego nazwiska. /// Orzeł nigdy nie zdobędzie reszki. /// Pobożni pijacy tracą świadomość pod kościołem. /// Jeden sieje, zero zbiera. /// Freudyzm. Gdy rozum śpi, budzą się kobiety. /// Paranoja przenosi urojone góry. /// Kaganek oświaty bywa kagańcem edukacji. /// Aforyzm – jak kciuk – bada puls chorych wydarzeń. /// Święty spokój to dla niektórych jedyny przejaw sacrum. /// Internet: dom publiczny w prywatnym domu. /// Poszukiwany również może być niemile widziany. /// Artysta musi ćwiczyć swoją wolność w więzieniu formy. /// Przypadek: druga strona medalu na piersi przeznaczenia. /// Wolność słowa trzeba zapełnić szybkością myśli. /// Zaćmienie umysłu bywa przyczyną olśnienia serca. /// Telefon zaufania nie budzi…